Pierwsze przejawy najstarszego zawodu w Krakowie sięgają średniowiecza. To wtedy, na przełomie XIV i XV wieku, w królewskiej stolicy pojawiły się pierwsze domy z prostytutkami, których działalność była surowo zabroniona przez prawo, ale których usługi cieszyły się ogromną popularnością wśród różnych warstw ludności: studentów, żołnierzy, kupców, a nawet księży. Szczyt krakowskiej prostytucji przypadł na okres międzywojenny XX wieku. W 1920 roku, na 200-tysięczną populację, w mieście było oficjalnie(!) zarejestrowano ponad 400 prostytutek. Więcej na ten temat w artykule na krakowchanka.eu.
Burdele i „domy randkowe”
Historycy nie są zgodni co do tego, ile faktycznie funkcjonowało domów publicznych w międzywojennym Krakowie. Najczęstszym przekonaniem jest co najmniej dziesięć. Najpopularniejszy znajdował się na Plantach przy ul. Jagiellońskiej 8. Dogodna lokalizacja tuż obok uczelni sprawiała, że cieszył się on szczególną popularnością wśród młodszego pokolenia, które za stosunkowo niewielką cenę mogło oddawać się cielesnym uciechom za pieniądze.
Istnieją również wzmianki o działalności domów publicznych przy ul. Dietla, Starowiślnej, a także na samym Kazimierzu przy ul. Wawrzyńca. Nie pominięto również obszarów, które leżały bliżej obrzeży ówczesnego Krakowa, tzn. przy ul. Kamiennej, przy alei Juliusza Słowackiego czy ul. Lenartowicza oraz w budynku na zbiegu ulic Rajskiej i Dolnych Młynów. Ten ostatni był aktywnie wykorzystywany przez wojskowych, ponieważ znajdował się w niewielkiej odległości od koszarów.
Równolegle z burdelami funkcjonowały także tzw. „domy randkowe”. Znajdowały się one najczęściej w pobliżu Dworca Głównego: w pokojach hotelowych lub w prywatnych mieszkaniach. Na tym terenie, wraz z nastaniem ciemności w miejscach masowych zgromadzeń, prostytutki wychodziły do pracy i szukały mężczyzn, które byli chętni do cielesnych uciech za pieniądze.
Ceny za usługi
Ceny usług seksualnych były bardzo różne, ponieważ sam rynek był dość szeroki. Istniały prostytutki zwane „plantówkami”, które mogły za symboliczną odpłatność lub za obiad w restauracji wyświadczyć swe usługi. Były również panie lekkich obyczajów, które były gotowe oddać się za butelkę wódki czy bochenek chleba.
Zupełnie inaczej sytuacja wyglądała z pracownicami elitarnych burdeli. Ich cena wielokrotnie różniła się od innych, ponieważ dziewczyny musiały dzielić się swoimi zarobkami z alfonsami. Ale w zamian nie musiały łapać klientów na ulicy – burdel zapewniał im klientelę. Takie dziewczęta były również zobowiązane do regularnych badań lekarskich pod kątem braku chorób wenerycznych. A jeśli tacy się pojawili, to czekały na nich tak zwane „zwolnienia”.

Ciekawostka: według informacji historyków średnia opłata za usługi prostytutek wahała się od 3 do 4 zł, co równowarte 6-8 bochenków chleba. To właśnie ten aspekt decyduje o tym, dlaczego kobiety same wychodziły na ulicę – po prostu nie mogły znaleźć innego sposobu, który im pomógłby nie umrzeć z głodu. Taki był los kobiet ze wsi, sierot z ubogich rodzin. Dość często prostytutkami stawały się także zamożne kobiety porzucone przez mężów, które po rozwodzie zostały bez mieszkania i środków do życia. Takich historii życiowych są setki.
Często dziewczyny celowo pracowały prostytutkami, ponieważ zdawały sobie sprawę, że zarabianie w ten sposób jest bardziej opłacalne niż praca za pieniądze w jakiejś firmie lub handel na rynku. Dotyczyło to zwłaszcza naturalnie atrakcyjnych młodych dziewcząt, których przyszli „pracodawcy” specjalnie namawiali na pracę w burdelu. Osoby takie stawały się prostytutkami najwyższych szczebli, z których usług korzystali wyłącznie zamożni klienci: urzędnicy, wojskowi, przedsiębiorcy. Mężczyźni ci z reguły odwiedzali takie domy publiczne w tajemnicy przed swoimi żonami i mogli sobie pozwolić na towarzystwo najlepszych młodych dam.